Stało się szkoły zostały zamknięte
Najpierw był strach. Nasze serca rozrywał niepokój.
Znajomi z Włoch straszyli słowami: ”Zróbcie zapasy żywności na minimum dwa tygodnie. Ta epidemia ogranicza nasze życie i wywołuje obawy przed jutrzejszym dniem. Przygotujcie się do kwarantanny kraju. Módlcie się o nasze zdrowie i bezpieczeństwo. To do Was przyjdzie na dniach."
W mediach coraz więcej słyszało się o nowej chorobie. W szkole pojawiło się mydło w toaletach oraz komunikaty o zwiększonej higienie. Narastała panika.
Gerd Altmann z Pixabay
Nie wiedzieliśmy, co robić. Czy poddawać się fali, czy spokojnie czekać na decyzje rządu? Zastanawialiśmy się, co mówić uczniom. Jak ich nie wystraszyć, a zarazem przygotować do ewentualnej kwarantanny? Sami zaczęliśmy powoli gromadzić zapasy.
Wiedzieliśmy, że zbliża się nieuniknione.
I nagle ten dzisiejszy dzień, w którym premier ogłosił, że od jutra w szkole nie będziemy mieli uczniów.
Śledziliśmy każde słowo przedstawicieli rządu. Pytania szalały w głowie. Co nas czeka? Czego od nas oczekują inni? Jakie działania z naszej strony zadowolą młodzież i ich rodziców? Czy dostaniemy pobory? Zapanowała ogólna panika.
Niestety rolą nauczyciela jest nie panikować. Trzeba było po przerwie wejść do klasy i w czasie lekcji odpowiedzieć na mnóstwo pytań. Proszę pani czy jutro mamy przyjść do szkoły? Na ile dni zostaniemy w domu? Czy będzie można przyjeżdżać na zajęcia do pani domu? Co z naszą maturą? Co z poprawianiem ocen?
Nie mogłam odpowiedzieć na żadne z pytań. Dyrektor komunikat podał dopiero na ostatniej lekcji. Jedna wielka nie wiadoma, co nas czeka od jutra.